SDG Qasimodogeniti 2011

Suwałki 1 maja 2011 r. - Ks. Tomasz Wigłasz

J 21,1-14

Ernest Hemingway miał kiedyś powiedzieć: rzucanie paleniajest proste (...) Robiłem to ze sto razy. I chyba nie jest to jedyna taka prosta sprawa z jaką mamy do czynienia w swoim życiu. Mój synek za każdym razem kiedy dobiera się do słodyczy oznajmia "ostatni", a potem są już tylko kolejne "ostatnie" słodkości.

Co to jednak ma z naszym nabożeństwem wspólnego?

Spotykamy się dziś, w pierwszą niedzielę po Wielkanocy. W Kościele pierwszych wieków niedziela ta kończyła oktawę świętowania Zmartwychwstania naszego Zbawiciela. Nic dziwnego więc, że rozważany dziś tekst biblijny odwołuje się właśnie do spotkania ze Zmartwychwstałym.

Z Wielkanocą wiązała się też w pierwszych wiekach praktyka chrztu. Ochrzczeni w niedzielę wielkanocną katechumeni przez cały tydzień świętowali to wydarzenie. W niedzielę po swoim chrzcie ubrani na biało uczestniczyli w nabożeństwie a potem, jak nowonarodzone niemowlęta rozpoczynali dojrzałe, chrześcijańskie życie. Stąd taki właśnie dobór introitu - fragmentu biblijnego rozpoczynającego nabożeństwo - a co za tym idzie nazwa niedzieli z łacińskiego Quasimodogeniti, co się tłumaczy właśnie: jak nowonarodzone niemowlęta.

Dziś, tu w Suwałkach, na naszym nabożeństwie dodatkowo chcemy świętować 220 rocznicę uchwalenia przez Sejm Wielki Ustawy Rządowej, która przeszła do historii pod nazwą Konstytucji 3 Maja.

Pozwólcie, że od tego ostatniego wątku rozpocznę. Czytając dziś tekst uchwalonej 3 maja ustawy mielibyśmy niewątpliwie wiele uwag i zastrzeżeń co do jej treści. Niejedno rozwiązanie jest dziś nie do przyjęcia w cywilizowanym kraju. Kiedy jednak spojrzymy na nią oczami ówczesnych przyznać trzeba, że była nad wyraz postępowym dokumentem.

Dlaczego więc krótko po jej uchwaleniu państwo polskie znikło z mapy świata? Odpowiedź jest nader prosta, nawet najlepsza, najsprawiedliwsza i najbardziej sensownie stworzona ustawa, konstytucja, dokument, czy prawo nie polepszy losu tych, kogo ma dotyczyć, jeśli nie zostanie wprowadzona w życie.

Ta zaś prawda bardzo dobrze komponuje się z przesłaniem niedzieli Quasimodogeniti którą dziś przeżywamy. Każe nam ona myśleć o wydarzeniu jakim jest chrzest. Można by go w pewien sposób porównać właśnie z konstytucją. Ma on być wyznacznikiem drogi, którą ma iść ochrzczony. Tak jak konstytucja nie normuje poszczególnych płaszczyzn życia.

Konstytucja określa jedynie ustrój i sposób tego właśnie normowania przez poszczególne ustawy, rozporządzenia, akty prawne. Podobnie chrzest nie daje odpowiedzi na konkretne pytania jak ma ochrzczony w danej sytuacji postąpić. Określa jednak stan w jakim człowiek ochrzczony ma żyć.

Stan obietnicy darowanej przez Boga. Bo tym właśnie - w naszym rozumieniu - jest chrzest. Nie magicznym rytuałem, nie formalnością, która raz na zawsze uregulowała kwestię wieczności.

Bo tak, jak najlepsza nawet konstytucja nie załatwi pomyślności kraju jeśli zostanie tylko martwym zapisem, tak chrzest, jeśli pozostanie w naszej mentalności jedynie kościelnym rytuałem niczego w naszym życiu nie zmieni.

I tak dochodzimy, po dość długim wstępie, do biblijnego tekstu, jaki ewangelista Jan kładzie dziś przed nami. Oto Zmartwychwstały Chrystus już kilkakrotnie ukazywał się swoim uczniom. Sam ewangelista Jan przekazał nam relację o spotkaniu z Marią z Magdali. O spotkaniu "za zamkniętymi drzwiami" owego pierwszego dnia po sabacie. I znowu kiedy tydzień później był już z nimi Tomasz.

Poza tym kolejne relacje przekazują i inni ewangeliści. Uczniowie powinni się więc już oswoić z tym, że ich Nauczyciel towarzyszyć im będzie pomimo tego, co widzieli i przeżyli w Wielki Piątek. I pewnie tak było, w końcu gdy zawołał do nich z brzegu: zapuście sieć po prawej stronie łodzi uczynili to. A wyciągając pełne sieci nie mają wątpliwości: Pan jest.

Tylko, czy łowienie ryb jest tym zajęciem, którym mieli się zajmować, a łódź jest tym miejscem w którym mieli się znajdować?

Gdybyśmy spojrzeli do ewangelii Łukasza znajdziemy tam niemal identyczną opowieść. Piotr, wówczas jeszcze Szymon, wraz z innymi łowili ryby. Niestety poranek nie był dla nich szczęśliwy. Całonocna praca poszła na marne - nic nie złowili. Wówczas na brzegu stanął człowiek, który potem kazał im zrobić zupełnie bezsensowną rzecz. Nie znam się na łowieniu ryb, ale już kilkakrotnie (od tych, którzy się na tym zajmują) słyszałem, że rada udzielona wówczas przez Jezusa, świadczyła iż i On "nie był w tym dobry".

A jednak Piotr, wówczas jeszcze Szymon, zarzuca sieci i w rezultacie wyznaje: Odejdź ode mnie Panie, bom jest człowiek grzeszny. Połów przekroczył bowiem najśmielsze oczekiwania, sieci się rwały, a napełnione łodzie zanurzały się.

Niemal zupełnie jak w rozważanej historii. A jednak istnieje podstawowa różnica. Szymon, późniejszy Piotr był bowiem wówczas rybakiem. Piotr, niegdyś Szymon, którego spotykamy dziś nad Morzem Tyberiadzkim jest uczniem Jezusa.

Jego zadaniem nie jest łowienie ryb!

Opowiedziana przez Jana historia znad Morza Tyberiadzkiego, kolejny cudowny połów ryb, kolejne ukazanie się Jezusa swoim uczniom, nie jest jednak tylko kolejną historią z przeszłości.

Gdybyśmy tak ją odczytali świadczyło by to o tym, że i my, podobnie jak wówczas Piotr jesteśmy w niewłaściwym miejscu.

I o tym jest ta historia.

O tym, że zdarza nam się być w niewłaściwym miejscu. Zapomnieć, rozminąć się, zaprzeć się obietnicy danej nam przez Boga. Tak jak z tym rzucaniem palenia u Hemingwaya. Niby takie proste.

Zostaliśmy ochrzczeni, może regularnie chodzimy do kościoła, jesteśmy może nawet w nim zaangażowani. Może znamy biblijne prawdy, ba utożsamiamy się z nimi, ale to jeszcze nie gwarantuje nam, że jak Piotr i pozostali uczniowie nie wrócimy do łowienia ryb.

To nie muszą być, i często nie są złe rzeczy. Przyzwyczailiśmy się do tego, że niesprawiedliwi Królestwa Bożego nie odziedziczą (.) ani cudzołożnicy, (.) ani złodzieje... i tak moglibyśmy jeszcze długo wymieniać.

To oczywiście prawda - tak mówi Boże Słowo, ale Boże Słowo, jak choćby to rozważane dziś mówi też, że nie tylko owi jawnogrzesznicy zeszli z właściwego kursu.

Zachęcam Cię więc dziś, żebyś zastanowił się, czy aby nie siedzisz w łodzi razem z Piotrem i innymi uczniami.

Oni, przez samego Jezusa, od łowienia ryb zostali zabrani i przeznaczeni do innego zadania. Przekładając to na nasze realia moglibyśmy powiedzieć, że w chrzcie zostaliśmy włączeni do Bożej Obietnicy. Bez naszych zasług, bez tego jak dobrymi chrześcijanami jesteśmy, jak bardzo pobożnie staramy się żyć.

Jedynym co nam pozostaje, to uchwycić się tej obietnicy. Zaufać, że Bóg mówił wówczas i mówi dziś prawdę. W języku hebrajskim nie ma specjalnego słowa na wyrażenie czynności jaką jest wiara. Kiedy Izraelita chce powiedzieć, że wierzy używa odpowiedniej formy czasownika: być mocny, być silny, być godny zaufania. Bynajmniej jednak nie chodzi o postawę tego, który wierzy, ale o atrybuty Tego komu wierzy.

Tym właśnie jest ta biblijna wiara - zaufaniem żywemu Bogu. Wszystko, co temu zaufaniu przeszkadza stawia nas na powrót wraz z Piotrem w łodzi.

Czy ufasz Temu który dał obietnicę? Czy swoją przyszłość, doczesność, ale przede wszystkim wieczność opierasz na Nim. Czy swoje zbawienie oddajesz w Jego ręce zapominając o swoich "zasługach".

Bo to jest właściwy kierunek, właściwa konstytucja określająca stan w jakim chrześcijanie mają żyć. Konkretne postępowanie, nakazy, zakazy, obyczaje nie mogą nigdy przesłonić tego, co najważniejsze mianowicie wszystko co mam, kim jestem, kim chciałbym być mam w Jezusie Chrystusie.

Wierzysz w to? Czy może jak uczniowie wówczas potrzebujesz kolejnego spotkania, kolejnego zaproszenia, kolejnej szansy.

Obietnica się nie zmieniła, bo też Ten, który ci ją złożył sam siebie zaprzeć się nie może. Więc wyjdź z łodzi i daj się poprowadzić Jezusowi.

Amen.

 

Strona Diecezji Mazurskiej