Wywiad z Ks. Wojciechem Płoszkiem

Z księdzem Wojciechem Płoszkiem - proboszczem Parafii Ewangelicko-Augsburskiej w Ostródzie - o dawnych i współczesnych Mazurach, religii i polityce rozmawia Adrian Godlewski.

Ksiądz czy pastor? Zawsze myślałem, że duchowni ewangeliccy są pastorami.

W powszechnej opinii przyjęło się nazywać ewangelickich księży pastorami. Niektórzy twierdzą, że księża są tylko katoliccy, a protestanci mają pastorów. Zgodnie z prawem naszego kościoła, oficjalnym tytułem duchownych jest ksiądz. Tytułu pastora używają inne kościoły protestanckie, jest to też termin stosowany w innych językach. Nie jest też poprawną formą "ksiądz pastor", bo jest to de facto powtórzenie, chociaż kiedyś taka forma oznaczała księdza proboszcza. Tak więc, choć użycie tytułu „pastor” nie jest błędem, to oficjalny tytuł to "ksiądz"

Skąd ksiądz pochodzi i jak trafił do Ostródy?

Jestem Kujawiakiem, urodziłem się w stolicy tego regionu - pięknej i urokliwej Bydgoszczy. Tam spędziłem całą swoją młodość. Po maturze wyjechałem na studia do Warszawy, później pracowałem w parafiach w Sopocie oraz Poznaniu. Stamtąd trafiłem właśnie do Ostródy.

Niewątpliwie informacja o przenosinach do Ostródy była dla mnie wielkim zaskoczeniem. Dotychczas znałem ją jedynie z perspektywy drogi krajowej nr 16. Nigdy nie mieszkałem w mieście poniżej 400 tysięcy mieszkańców i to napełniało mnie obawami. Dziś po 3 latach w Ostródzie mogę już spokojnie powiedzieć, że były one bezpodstawne.

Ostróda to piękne miasto, w którym mieszkają otwarci i sympatyczni ludzie. Tu założyłem rodzinę, mam przyjaciół, dobrych parafian i ciekawą pracę. Niebawem mam nadzieję wygram wybory na proboszcza w Ostródzie. W naszym Kościele proboszczowie wybierani są w głosowaniu przez wiernych na 10 letnią kadencję. Dziś ciężko jest mi sobie wyobrazić życie poza Ostródą.

Ilu wiernych liczy obecnie Parafia Ewangelicko-Augsburska w Ostródzie?

Na dzień dzisiejszy około 300 osób.

Kościół ewangelicki to jeden z nielicznych "łączników" pomiędzy przedwojenną, protestancką, niemiecką Osterode, a współczesną polską Ostródą. Jak wielu z parafian to potomkowie Mazurów i innych grup ludności autochtonicznej?

Na pewno najstarsi parafianie, urodzeni przed wojną, to autochtoni i „oryginalni” Mazurzy. Ta liczba wciąż się zmniejsza, bo jak wiemy czas jest nieubłagany. Ciężko mi powiedzieć, jaki jest to procent ogółu parafian. Dziś większość ewangelików to ludzie, którzy sprowadzili się na te tereny po wojnie bądź dokonali konwersji, czyli wstąpili do parafii w ostatnich latach. Z każdym rokiem mamy coraz więcej zainteresowanych luteranizmem i dzięki temu parafia rośnie. Ostatnio pojawiły się także osoby, które pochodzą z rodzin ewangelickich, poszukują swoich korzeni i chcą wrócić do „wiary ojców”.

A jak ewangelicy oceniają zmiany społeczno- religijne, jakie dokonały się w dawnych Prusach Wschodnich po 1945 roku? Nie ma w Was poczucia krzywdy?

Niewątpliwie zmiany, które miały miejsce po 1945 roku były niezwykle bolesne i trudne. Opisano je już wielokrotnie w licznych publikacjach, a mimo to wciąż budzą wiele emocji i rozbieżnych spojrzeń. Pewnie będzie to trwało tak długo, jak żyją osoby pamiętające te czasy.

Na pewno trzeba powiedzieć, że Mazury jako kraina i ludzie ją zamieszkujący, w rozumieniu przedwojennym, już nie istnieją. Nasze miasta i wsie, folwarki i pałace są tylko smutnym cieniem tego, czym były kiedyś. Prawdziwych Mazurów zostało zaś już dziś w najlepszym wypadku kilka tysięcy plus niewielu więcej tych żyjących dziś w Niemczech. Potomkowie tych, którzy wyjechali najczęściej nie czują już związku z dawną ojczyzną.

Co spotkało ewangelików po powojennej zmianie granic?

Mazurzy, ewangelicy, znaleźli się po II wojnie światowej w najgorszym możliwym położeniu. Zarówno z uwagi na przedwojenne granice, jak i wyznanie zostali uznani przez władze PRL za Niemców, a wiec wrogów ojczyzny. Z tego powodu przez lata zmuszano ich do wyjazdu, porzucenia dawnego majątku. Ci zaś, którzy zostali, byli szykanowani, prześladowani i przeważnie zmuszani do przyjęcia katolicyzmu, szczególnie w wypadku ślubów mieszanych czy chrztów dzieci. Dlatego wiele rdzennie mazurskich rodzin nie jest już dziś ewangelicka. Sytuacji tej dopełniło odebranie ewangelikom większości kościołów. Na terenie dawnych Prus Wschodnich straciliśmy ponad 300 z 442 budynków kościołów, wiele też uległo zniszczeniu.

Ewangelicy nie pasowali do nowego porządku. W 1945r. mieszkało w naszym województwie jeszcze około 100 tysięcy ewangelików, w roku 1989 zostało ich już zaledwie kilka tysięcy. Wystarczyło zaledwie 40 lat, by zniszczyć kilkusetletnie dziedzictwo. Nie można się więc dziwić, że ta wciąż żywa historia powoduje wiele łez i bólu.

Pamięć o niej to chyba ważna część waszej tożsamości?

Jestem przekonany, że należy o niej pamiętać i głośno mówić. Nie można historii wygładzać czy „zamiatać pod dywan” niewygodnych faktów. Nie mówimy o tym jednak po to by na nowo dzielić czy wypominać, rozdrapywać rany. Mówić należy po to, by przetrwała historyczna prawda i by takie rzeczy nigdy więcej się nie wydarzyły w stosunku do żadnej grupy czy społeczności. Każde pojednanie musi się jednak zacząć się od wyznania win i przebaczenia.

Dziś Mazury są o wiele bardziej wielokulturowe i to jest ogromny plus. Możemy nawzajem uczyć się szacunku i poznawać inne tradycje. Historia powinna pozostać ważną lekcją jak nie należy postępować. Przede wszystkim powinniśmy skupić się na wspólnej pracy na rzecz naszego regionu, miasta i Ojczyzny. Razem w poszanowaniu naszych tradycji i wiary powinniśmy budować lepszą przyszłość dla naszych dzieci i wnuków.

Wracając do tematu krzywd, chciałbym jasno powiedzieć, że my jako ewangelicy jesteśmy świadomi naszej trudnej przeszłości. Chcemy o naszej historii mówić, bo ona jest źródłem naszej tożsamości. Na pewno nie zamierzamy jednak żyć historią. Bo jeśli ktoś tylko patrzy wstecz zamiast się rozwijać zostaje w miejscu. Żyje przeszłością, tracąc teraźniejszość i przyszłość. Zgodnie z tym co powiedziałem na początku, my dziś przede wszystkim skupiamy się na przyszłości. Chcemy odbudować naszą parafię i być żywą, aktywną i zaangażowaną społecznie parafią, która składa świadectwo swojej wiary troszcząc się o innych.

Dla niektórych Polaków ewangelicy to – jak powiedziałby klasyk – „zakamuflowana opcja niemiecka”.

Wiem, że ewangelicy bywają utożsamiani z niemieckimi mieszkańcami tych ziem. Jest to jednak zbyt wielkie uproszczenie, nawiązujące do stereotypu ewangelika-Niemca, Polaka-katolika. Do dziś zdarza mi się słyszeć pytania, czy nasze nabożeństwa odbywają się po niemiecku albo czy sam jestem Niemcem. To jest pokłosie krzywdzącej walki z ludnością mazurską po wojnie i próbą przedstawienia Mazurów jako Niemców, czyli wrogów Ojczyzny.

I tu Gustaw Gizewiusz jest najlepszym zaprzeczeniem takiego sposobu myślenia. Gizewiusz nie był bowiem ani Niemcem, ani Polakiem, był Mazurem. Nie walczył o polskość Mazur, tylko o prawo do używania języka polskiego i kultywowanie miejscowej tradycji. Mazurzy byli luteranami, stąd też kościół mazurski był właśnie ewangelicki. Jeżeli możemy mówić o pewnym sentymencie czy odwoływaniu się do historii, to właśnie do historii mazurskiej, nie niemieckiej. I ta przedwojenna Ostróda zostawiła nam wiele śladów swojej „ewangelickości”, które możemy odnaleźć i dziś.

Mówiąc szerzej, a więc wykraczając poza Mazury, Kościół Ewangelicki od samego początku jest mocno związany z Polską. Ma na to chociażby wpływ to, że Kościoły nasze są narodowe, a więc niezależne od zewnętrznych władz czy organizacji. I tak, choć nasz Kościół zawsze pozostawał w mniejszości, możemy wskazać wielu wybitnych Polaków, którzy byli ewangelikami. Józef Piłsudski, generał Anders, generałowie Rómmel, Thomee, Kleberg czy wiceadmirał Unrug - twórca polskiej Marynarki Wojennej, to tylko najznamienitsze przykłady. Dalej możemy wskazać takie osoby jak Mikołaj Rej, Stefan Żeromski, Samuel Linde, Karol Wedel, czy obecnie Jerzy Buzek i Adam Małysz. A to tylko kilka najbardziej znanych przykładów. Wymieniać mógłbym jeszcze długo. Bez wątpienia ewangelicy zapisali piękną i ważną kartę w historii Polski, o czym dziś często się zapomina.

Wśród ostródzian, na przestrzeni wieków, też musiało być wielu znanych ewangelików?

Nie tylko wśród ostródzian. Nasza parafia obejmuje dziś swoim zasięgiem teren pomiędzy Ostródą, Iławą, Pasłękiem i Łęgutami. Na tym ziemiach żyło przez wieki wielu wybitnych luteran. Wystarczy wspomnieć tych najbardziej znanych, jak ks. Gustaw Gizewiusz, Johann von Herder, Adolf Tetzlaff, Georg Jacob Steenke, Hans Helmut Kirst, Emil Adolf von Behring, Christian Jakob Kraus, Elisabeth von Thadden, Reinold von Thadden, ks. Bruno Doehring, ks. Otto Bowien, ks. Agathon Harnoch, Jan Karol Sembrzycki czy ks. Salomon Hermson. Więcej na temat tych postaci i samej parafii, jej historii i współczesności można dowiedzieć się na naszej stronie www.ostroda.luteranie.pl.

Rozmawiamy przy okazji III Dni Gizewiusza. Jaką rolę odgrywa jego postać w życiu ostródzkiej i szerzej - mazurskiej Wspólnoty Ewangelickiej?

Ksiądz Gustaw Gizewiusz bez wątpienia jest jedną z najwybitniejszych postaci związanych z Mazurami. Można go wymienić w jednym szeregu z ks. Mrongowiuszem czy poetą Michałem Kajką. Ostródzki duszpasterz działał na bardzo wielu polach. Przede wszystkim był księdzem, opiekował się swoimi parafianami, pomagał najbiedniejszym. Dziś jest jednak znany głównie z powodu swojej działalności etnograficznej. Dzięki jego pracy udało się uratować przed zapomnieniem dziesiątki pieśni mazurskich. Gizewiusz walczył też o prawo używania języka polskiego przez mieszkańców Prus Wschodnich. Tak wybitna postać jest dla nas powodem do dumy. Cieszymy się, że ten najwybitniejszy ostródzianin był luteraninem. Nasze „Dni Gizewiusza” mają na celu przybliżenie współczesnym mieszkańcom informacji na jego temat. Przy okazji chcemy też opowiadać o ewangelickiej historii, tradycji i zwyczajach.

Siedzibą księdza parafii jest były budynek sądu przy ul. Olsztyńskiej. Macie wobec niego ambitne plany. Proszę o nich opowiedzieć.

Powojenne lata były dla naszej parafii trudne. Naszemu Kościołowi odebrano właściwie cały majątek, łącznie z dwoma kościołami, które stały w Ostródzie. Dopiero w 2011 roku na mocy porozumienia ze starostwem powiatowym udało nam się pozyskać budynek po dawnym Sądzie Rejonowym. Od czerwca 2013 jest to oficjalna siedziba naszej parafii. Tu znajduje się kancelaria parafialna, odbywają się spotkania i lekcje. W dawnej sali sądowej urządziliśmy przyjemną kaplicę. Wreszcie możemy powiedzieć, że jesteśmy u siebie.

Oczywiście tak wielki budynek daje wiele możliwości. Nasza parafia nie chce jednak odcinać się od miasta i jego mieszkańców. Uważamy, że Kościół zawsze powinien być otwarty. Podstawowe bowiem zadanie Kościoła, a więc składanie świadectwa o Jezusie Chrystusie, najlepiej wypełnia się nie słowami, ale działaniem i czynami. Tak postrzegam właśnie naszą społeczność. Nie zamkniętą i odizolowaną. Choć pewnie wiele moglibyśmy znaleźć wymówek: bo mało nas, bo biedni, bo są inni do pomagania etc. Jednak w świadomości luteranina głęboko zakorzenione jest poczucie odpowiedzialności, za siebie, bliźnich i świat. Ewangelicka etyka zawsze podkreśla aspekt odpowiedzialności i konieczności działania.

Tak właśnie też zamierzamy czynić. W 2014 powołaliśmy do życia stowarzyszenie - Ewangelickie Stowarzyszenie Syloe. Ma ono wypełniać w imieniu naszej parafii wszystkie zadania związane z działalnością charytatywną. Pierwszym krokiem było otwarcie stacji socjalnej i wypożyczalni sprzętu rehabilitacyjnego. Każda osoba może otrzymać u nas pomoc w postaci środków higienicznych czy opatrunkowych. Wypożyczamy sprzęt rehabilitacyjny oraz odwiedzamy obłożnie chorych w domach. W najbliższym czasie rozpoczniemy również cykl spotkań i zajęć, na których będziemy chcieli uczyć członków rodzin osób chorych, w jaki sposób sami mogą się takimi osobami opiekować. Jak myć, karmić, jak pielęgnować odleżyny. Oczywiście będziemy chcieli rozszerzać naszą działalność. Póki co blokuje nas remont naszego budynku. W najbliższym czasie zamierzamy ubiegać się o środki unijne i mam głęboką nadzieję, że już niedługo będziemy mogli rozwinąć skrzydła i jeszcze lepiej i pełniej służyć lokalnej społeczności.

Aż korci mnie, żeby na koniec zadać kilka pytań „politycznych".

Proszę.

Jak ksiądz, jako duchowny ewangelicki, ocenia rolę polityczną kościoła katolickiego w Polsce?

Jako duchowny Kościoła ewangelickiego nie powinienem wypowiadać się na temat bratniego Kościoła Rzymskokatolickiego. Nie czuję się ku temu uprawniony. Ja mogę odpowiadać jedynie za swój własny Kościół, a w ewangelickim duchu głęboko zakorzeniony jest rozdział kościoła od państwa. Nasze podejście do tego zagadnienia pięknie wyrażają słowa pewnego katolickiego księdza, którego poznałem zwiedzając rzymskie katakumby. Ów duchowny oprowadzając nas po tych fascynujących podziemiach powiedział słowa, które utkwiły mi do dziś w pamięci: „początek upadku chrześcijaństwa rozpoczął się w 313 roku, gdy na mocy Edyktu Mediolańskiego chrześcijaństwo zostało religią państwową i silnie zostało z państwem związane”.

Nie znaczy to, że pomiędzy tymi dwoma płaszczyznami nie może dojść do żadnych relacji. Przede wszystkim u zawsze upatrujemy rolę Kościoła jako partnera Państwa. Kościół spełnia przecież niezwykle istotną rolę w kształtowaniu charakterów i postaw moralnych, co za tym idzie wychowywaniu odpowiedzialnych obywateli. Kościół szczególną troską otacza rodziny jako podstawową komórkę społeczną. W końcu też Kościół w imieniu Państwa prowadzi liczne instytucje charytatywne i opiekuńcze wyręczając w tym zadaniu samorządy. To są przykłady dobrej i słusznej współpracy i partnerstwa.

Zgodnie z zasadą odpowiedzialności, w ewangelickim rozumieniu każdy obywatel jest zobowiązany do troski i pracy na rzecz swojej ziemskiej Ojczyzny. Powinien uczciwie pracować, płacić należne podatki czy też obejmować konkretne funkcje w państwie. To także jest wyraz troski o kraj. Nie mniej jednak w naszym rozumieniu Kościół nie może narzucać swoich poglądów wszystkim, także tym, którzy mają prawo sadzić inaczej i mieć swój własny system wartości. Kluczem do zbudowania obywatelskiego, odpowiedzialnego i solidarnego społeczeństwa jest poszanowanie wolności każdego obywatela, a jednocześnie troska i odpowiedzialność za siebie nawzajem.

Skoro już wspomniał ksiądz o wolności, to jakie jest stanowisko kościoła ewangelickiego wobec in vitro, badań prenatalnych, aborcji?

W odpowiedzi na to pytanie można by napisać nie jedną książkę. Generalnie jest to dość obszerny temat i żeby zrozumieć stanowisko etyczne Kościoła ewangelickiego trzeba wpierw zacząć od jej podstawowych założeń. Etyka ewangelicka, czerpiąc swoje źródła z Pisma Świętego w sposób szczególny podkreśla wolność i odpowiedzialność każdego człowieka. Oznacza to, że Kościół nie narzuca swoim wiernym konkretnych etycznych rozwiązań, publikując konieczne do przyjęcia i wiary, oświadczenia. Owszem nasz Synod w miarę potrzeb uchwala konkretne oświadczenia etyczne. Mają one być jednak wskazaniem i drogowskazem dla wiernych.

Czyli nie ma twardego „aborcja to zło”? Albo „in vitro to dzieło szatana”?

My postrzegamy duszpasterstwo na wzór Chrystusa, który spotkał dwóch uczniów w drodze do Emaus, zaraz po zmartwychwstaniu. On przyszedł do ludzi, którzy byli strapieni, zasmuceni i zagubieni. Nic im nie narzucał, ale towarzyszył. Pozwolił, by oni sami dostrzegli w nim Zbawiciela i odzyskali radość. Duszpasterstwo zawsze ma być towarzyszeniem człowiekowi. Kościół i jego słudzy mają swoją teologiczną wiedzą wspierać ludzi w podejmowaniu życiowych wyborów, nie wolno nam ani niczego narzucać, ani też decydować za drugiego człowieka, bo to ani nie ja jako ksiądz, ani sam Kościół ponosić będzie konsekwencje wyboru. Wszystkie konsekwencje ponosić będzie ta osoba. My mamy wspierać człowieka by ten wybór był najlepszy z możliwych, by nie obciążał sumienia i był zgodny z Pismem Świętym.

Co ważne Kościół i jego duszpasterze muszą pozostać z człowiekiem także po dokonaniu tegoż wyboru. Nie wolno nam porzucać człowieka by sam radził sobie z konsekwencjami swoich decyzji. Nawet gdy wybory i decyzje, które podejmie nie będą zgodne z naszymi przekonaniami i Biblią. Nie dlatego, że Kościół akceptuje wszystkie zachowania, ale dlatego że Kościół jest dla wszystkich ludzi. Także, a może i przede wszystkim dla tych, którzy zbłądzili i popełnili błąd. Bóg nie jest surowym sędzią, ale miłosiernym Ojcem, który chce otaczać swoją miłością i usprawiedliwieniem. Przyjmuje każdego, kto skruszony prosi o pomoc. Jednym z największych grzechów, jaki może popełnić dziś Kościół i Jego księża to wzbudzanie w ludziach strachu przed Bogiem i karą, jak w średniowieczu Wciąż wielu uważa, że strach jest najlepszym narzędziem ewangelizacyjnym. W rzeczywistości prowadzi on jedynie do porzucenia Boga i odwrócenia się od Kościoła jako elementu buntu i zaakcentowania swojej wolności i niezależności.

Jakie jest więc oficjalne stanowisko Kościoła Ewangelickiego wobec wspomnianych kwestii etycznych?

Jeśli chodzi o sprawę aborcji to w wydanym w 1991 roku oświadczeniu Synodu Kościoła w sprawie ochrony życia, opowiadamy się zdecydowanie za ochroną życia i to od jego poczęcia. Ten głęboki szacunek do życia i chęć jego ochrony bierze się z przekonania, że to Bóg jest jego dawcą i tylko On może o życiu decydować. Takie stanowisko bez wątpienia jest wspólnym dla większości Kościołów Chrześcijańskich. W tym samym stanowisku Kościół zdecydowanie opowiada się przeciwko „aborcji na życzenie”. Kościół podkreśla jednak to, o czym już wspomniałem, a wiec kazuistyczne podejście do tematu. Nie można stworzyć jednej zasady, która będzie się sprawdzać w każdej sytuacji. Są takie skrajne momenty, tragiczne sytuacje, w których nie ma łatwego wyboru pomiędzy dobrą a złą decyzją. Gdy zagrożone są życie matki i dziecka często zarówno matka jak i lekarze muszą podjąć trudne decyzje.  Czasem by uratować choć jedno życie należy podjąć taką decyzję. Życie matki jest przecież tak samo cenne. I tu znów pojawia się rola Kościoła jako towarzysza i partnera tym, którzy te trudne decyzje podejmują, a nie sędziego bezlitośnie ferującego wyroki.

W tym samym oświadczeniu Synod Kościoła nie wyraża zastrzeżeń co do stosowania antykoncepcji we współżyciu małżeńskim, za wyjątkiem metod wczesnoporonnych. Kościół widzi w antykoncepcji wyraz naszej dojrzałości w kształtowaniu i świadomym budowaniu rodziny.

A in vitro?


W tym temacie Synod wydał oświadczenie w 2009 roku. W tym dokumencie jasno opowiadamy się za stosowaniem in vitro jako metodą leczenia niepłodności. Jednocześnie wyrażamy stanowczy sprzeciw przeciwko tworzeniu i przechowywania zamrożonych embrionów nadliczbowych bez wyraźnego celu późniejszej implantacji do organizmu matki. In vitro rozumiemy jako formę wspierana rodziny. Dlatego też uważamy, że może być tam metoda stosowana jedynie pomiędzy małżonkami. Nie zgadzamy się na korzystanie z banku nasienia czy matek zastępczych (surogatek). Co więcej uważamy, że Państwo powinno wspierać sowich obywateli i finansować tę metodę tak, by nie stała się jedynie przywilejem dla zamożnych. Wierzymy, że metoda in vitro nie jest kaprysem czy zachcianką niedoszłych rodziców a ogromną szansą, by korzystając z postępu w medycynie, walczyć z coraz powszechniejszą w zachodnich społeczeństwach bezpłodnością i dać rodzicom upragnionego potomka. Nie znaczy to jednak, że przyjmujemy je bezkrytycznie i akceptujemy wszystkie jego formy. Zgodnie z zasadą ochrony wszelkiego życia uważamy, że ochronie powinny podlegać ludzkie embriony.

Ciężko jest oczywiście w tak krótkiej rozmowie poruszyć wszystkie zagadnienia i dokładnie wyjaśnić wszelkie wątpliwości. Osoby zainteresowane tym tematem powinny zapoznać się z wspomnianymi dokumentami oraz wziąć udział w wykładzie na temat ewangelickiej etyki w ramach III Dni Gizewiusza, który odbędzie się 21 maja o godzinie 16 w czytelni Biblioteki Miejskiej w Ostródzie. Prelekcje wygłosi dr Jerzy Sojka z Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej w Warszawie.

Dziękuję za rozmowę.

Dziękuję i zapraszam wszystkich na Dni Gizewiusza.

Wywiad został zamieszczony na http://www.naszaostroda.pl