KARTKI MAZURSKIE

2006 Październik Nr 10 (40) Rok VII
Biuletyn Mazurskiego Towarzystwa Ewangelickiego w Olsztynie

 

Hieronim Skurpski (1914-2006)

Słowo od mazurskich przyjaciół

W sobotę 16 września 2006 r. w godzinach popołudniowych odszedł od nas ś.p. Hieronim Skurpski - artysta malarz i grafik, człowiek wielce zasłużony dla kultury i sztuki. Świadek historii i człowiek bogatych doświadczeń, a zarazem sędziwy twórca o niesłychanej energii i niebywałej woli życia - nasz Przyjaciel.

Jak zawsze, niełatwo jest żegnać człowieka bliskiego. Chciałoby się milczeć, bo słowa zdają się bezradne. Lecz słowa są przecież po to, by zmierzyć się z ludzką bezradnością: ażeby uciszyć wezbrany ból i smutek i aby wspierać nadzieję.

Pamiętam, bo Hieronim to często powtarzał: "W sztuce nie chodzi o piękno, ale o życie". Ma to głęboki sens. On sam przecież, swą zadziwiającą aktywnością, pokazywał własnym przykładem, jak można kochać życie i jak się życiu za ten dar sowicie odpłacać. Swoją twórczością niósł sygnały pociechy w czas, gdy Jego samego albo innych dotykało utrapienie. Dostrzegał świat w wielu wymiarach, zarówno w tym zewnętrznym, który jawił się Mu jako "Theatrum Mundi", jak i w duchowym, głębszym, jak wiem, dla Niego bardzo ważnym i intymnym, a w swych rysunkach i obrazach wskazywał, że to wszystko są tajemnice życia i że ich obecność może być naszym udziałem.

Teraz my stajemy w smutku przed Jego milczeniem. Ale jego obrazy i grafiki nadal będą mówić. Od nas, od naszej wrażliwości i pamięci, zależeć będzie ich życie w galeriach, na wystawach, w prywatnych kolekcjach, wśród miłośników sztuki w kraju i zagranicą, których obdarowywał swymi pracami.

Żegnam Cię, Hieronimie, w imieniu mazurskich przyjaciół.

Urodzony we wsi Skurpie na Mazurach 17 października 1914 roku, za miesiąc obchodziłby w Olsztynie 92 urodziny. Zdawało się wszystkim, że tak się stanie, a tu zamiast radosnego świętowania - nagły żal.

Był nie tylko przez miejsce urodzenia jednym z nas, na dobre i złe związanych z ludźmi i krajobrazami tej krainy. Tak samo jak my, ale przecież na swój sposób, odczuwał i przeżywał piękno i piętno rodzinnej ziemi. Pracował dla niej, z niej czerpał swój talent. Pochylał się nad losami dawnych mieszkańców Mazur i Warmii, nad historią rodzinnej ziemi, nad jej tradycją i kulturą. O niektórych rzeczach sam pisał. Przywoływał również, zwłaszcza w późniejszych latach, tych, często dziś zapomnianych, których spotkał na swej długiej życiowej drodze i serdecznie wspominał. Cały czas był otwarty ku nowym ludziom, którzy przybyli z różnych stron, aby tu budować swój dom, swoje życie. Nie tylko z racji swych funkcji, jako twórca i współtwórca wielu instytucji kultury w powojennym Olsztynie (od organizacji muzeum w 1945 roku poczynając) czynił wiele, by między grupami ludzi z różnych stron, którym po wojnie przyszło żyć razem, było więcej zrozumienia, więcej życzliwości i ciepła. I więcej miłości do Warmii i Mazur.

Jego dzieciństwo i młodość ukształtowane były przez kulturę mazurską i tradycję ewangelicką. Również w pierwszych latach powojennych mamy widome tego znaki. Był m.in., jak inni działacze mazurscy z Działdowszczyzny, członkiem Rady Kościoła Ewangelickiego, a potem - członkiem Rady Kościelnej w tej samej parafii, w której Go dziś żegnamy. Późniejsze lata, ciśnienia polityczne tych lat sprawiły, że życie potoczyło się trochę inaczej, jakby z dala od zewnętrznych oznak religijności. Jednak wartości chrześcijańskie, które Go ukształtowały, były w Jego życiu ważne. Znając Jego pracowitość, nikt nie może mieć wątpliwości, że zawsze bliski był Mu protestancki etos pracy. Bliskie Mu było wszystko, co sprawiło, że w sędziwym wieku mógł mówić o sobie: "jestem w czepku urodzony".

W wywiadzie z 1994 roku, zamieszczonym w katalogu wystawy z okazji 80-lecia urodzin, mówił: "Za osobisty sukces uważam to, że mimo trudności spełniłem swoje powołanie artystyczne i jestem zadowolony z tego, że mogę realizować wizję świata, która jest we mnie. Czy innym się to podoba, nie wiem. Myślę, że w tej mojej wizji można znaleźć wiele refleksji bliskich współczesnemu człowiekowi. Każda twórczość osadzona jest w człowieku. Wypracowałem wewnętrzną wolność, niezależną od okoliczności. To jest moje największe osiągnięcie." W Olsztynie, jako nestor plastyków, dożył zasłużonych dowodów uznania. I jak to wśród twórców, ze swych dzieł był zadowolony a zarazem niezadowolony, zawsze wszelako zainteresowany opiniami, co inni sądzą o Jego nowych pracach i czy dostrzegają w nich ukryte zagadki.

Znam Hieronima długo, poznawałem śp. Hieronima Skurpskiego od lat sześćdziesiątych. A w ostatnich kilkunastu latach nasze drogi często się spotykały. Mimo różnych doświadczeń i ocen rzeczywistości politycznej, większość naszych dyskusji i rozmów nie dotyczyła kwestii spornych. Były dla nas przecież całe obszary zrozumienia i współodczuwania, jak to wśród ludzi urodzonych na Mazurach, a na dodatek - w tym samym powiecie nidzickim. Jak mówił: obaj pochodzimy przecie ze świata, który zginął, prawie zginął - ale zostawiamy do niego uchyloną furtkę. A poza tym - lata nasze inne, ale te same cyfry w roku urodzenia: u Niego 1914, u mnie 1941. Jeszcze niedawno mówił mi o tym w rozmowie telefonicznej i podkreślał: "To coś musi znaczyć".

Ale nasze rozmowy dotyczyły też spraw zasadniczych, dziejących się między niebem a ziemią, a mianowicie: twórczości i życia, i ich tajemnic. Szerokim polem dyskusji było piśmiennictwo mazurskie, sztuka ludowa i dzieje naszej ziemi. Mało kto wie, że interesował się filozofią jako ćwiczeniem duchowym; powracał w sędziwych latach do starych kancjonałów mazurskich i do Pisma św. Pamiętam nasze dyskusje np. o metanoi - pojęciu rozpatrywanym przez teologów. To jest też rys jego chłonnej i żywotnej osobowości.

Krzątałem się wokół powstania Galerii Malarstwa i Rysunku Hieronima Skurpskiego w Nidzicy, wspomagany przez zaprzyjaźnionego z nami księdza ewangelickiego śp. Jerzego Otello, proboszcza w Nidzicy. Te starania przyniosły owoce i w lipcu 1992 roku Galeria powstała. Kiedy pod koniec lat dziewięćdziesiątych (kwiecień 1999) współorganizowałem w Olsztynie Mazurskie Towarzystwo Ewangelickie, artysta malarz był częstym i chętnie przybywającym gościem. Tu czuł się jak u siebie. Parafii podarował obrazy z cyklu "Maternitas" i inne, jak "Hiob". Tu świętowaliśmy Jego kolejne urodziny. Tak samo mogą powiedzieć inne środowiska i jest to prawda. Ale nic dziwnego, że skoro nie było innych, z Mazurskiego Towarzystwa Ewangelickiego wyszła inicjatywa, aby wydać album "Hieronim Skurpski" na 90-lecie jego urodzin. Stało się to możliwe dzięki poparciu udzielonemu nam przez władze miasta. A czas poprzedzający wydanie albumu - ma przynajmniej dla mnie swoje osobne historie. Poznawałem drobiazgowo wszystko, co mi artysta udostępnił; prace plastyczne i dziesiątki szkicowników, i setki opowieści. We wprowadzeniu do albumu - we wprowadzeniu, które śp. Hieronim bardzo cenił - napisałem:

"Można powiedzieć, że Hieronim Skurpski, nestor olsztyńskich plastyków, był świadkiem najważniejszych wydarzeń, które przetoczyły się przez rodzinny region w XX wieku i naznaczyły życie społeczeństw tej części Europy. Najwcześniejsze dzieciństwo upłynęło mu w cesarskich Niemczech, ukształtowała go młodość i lata nauki w II Rzeczypospolitej, a po drugiej wojnie światowej - skoro inny czas nie był dany - w Polsce Ludowej tworzył Muzeum Mazurskie na olsztyńskim Zamku, ochraniał zabytki i organizował instytucje kultury, a przede wszystkim dał się poznać jako znakomity rysownik, autor licznych grafik i obrazów. Teraz, w III Rzeczypospolitej, gdy przebyte lata uświadamiają upływ czasu, malarz sumuje swoje dokonania, na plan pierwszy wysuwa twórczość plastyczną i z większą śmiałością ogarnia życie, waży racje i pułapki historii; jakkolwiek nie chce podważać przebytej drogi, cieszy się z osobistej wolności, której przestrzenią była dla niego sztuka. [...]"

Można rzec, całe życie przeżywał z pasją. Uczył jej i obdarzał nią wielu ludzi, w tym także ludzi młodych, z którymi z chęcią i ufnością dyskutował - ciągle nie szczędząc sił, ciągle snując nowe plany.

Człowiek, który żył dla innych - nie całkiem odchodzi. Zostaje w życiu innych ludzi jako cząstka ich życia i pamięci, jako przejaw wdzięczności za przyjaźń spotkaną na życiowej drodze.

Cóż mogę dodać na pożegnanie, aby nie zamykać tej drogi i zostawić na niej uchyloną furtkę? Otóż na Mazurach w dawnych latach rzadko mówiono: żegnaj, raczej mówiono: odwituję się.

Myślę, że są to dobre słowa. Mogę więc rzec: Odwituję się z Tobą, drogi Hieronimie, w imieniu własnym, ale także w imieniu naszych mazurskich przyjaciół - licznych, choć często żyjących w rozproszeniu. Ty już na zawsze wiążesz się z Mazurami i Warmią, z dwoma zespolonymi dziś regionami, którym poświęciłeś całe swoje twórcze życie.

Spoczywaj w spokoju.

Erwin Kruk

Olsztyn, 21 września 2006 r.
Ewangelicki kościół Chrystusa Zbawiciela

 

Wspomnienie ks. Jerzego Otelli (1925-1996)

 

Po Jego śmierci w roku 1996 pisałem: Urodzony w Toruniu, w 1925 roku, nie wiedzieć kiedy stał się jednym z nas, na dobre i złe związanych z ludźmi i krajobrazami Mazur. Tak samo odczuwał i przeżywał piękno i piętno tej ziemi. To była ziemia Jego przodków. Pochylał się nad losami dawnych mieszkańców. Był otwarty ku nowym ludziom, którzy przybyli z różnych stron. Nie tylko z racji swych funkcji w ruchu ekumenicznym czynił ksiądz Jerzy wiele, by między grupami ludzi, którym przyszło żyć razem, było więcej zrozumienia, więcej życzliwości i ciepła.

Był człowiekiem garnącym się do innych, a gotowość niesienia pomocy innym mieściła się w naturalnym porządku miłości Boga i ludzi. To pragnienie bycia wśród ludzi wynikało też z wielości Jego zainteresowań osobistych.

Kiedy poznałem Go na początku lat siedemdziesiątych, był bibliofilem i regionalistą, miłośnikiem mazurskiej historii i publicystą, dzielącym się swoją wiedzą i wspomnieniami na łamach "Zwiastuna" i "Kalendarzy Ewangelickich". Gdy widział możliwości działania - odczuwał potrzebę włączenia się. Tak było już w połowie lat pięćdziesiątych, gdy znalazł się w Warmińsko-Mazurskim Towarzystwie Społeczno-Kulturalnym. To w tamtym czasie napisał artykuł o wstydliwej sprawie z tzw. minionej epoki, a mianowicie o decyzji władz politycznych, aby skierować na przemiał pierwszy powojenny śpiewnik dla zborów Diecezji Mazurskiej Kościoła EwangeIicko-Augsburskiego, który zgodnie z wcześniejszymi porozumieniami został wydrukowany w Szwecji i przesłany do Polski jako dar.

Ksiądz Jerzy Otello dobrze czuł się w towarzystwie ludzi kultury, nieobojętnych wobec przeszłości i teraźniejszości regionu. W kalendarzu napisał przed laty o Hieronimie Skurpskim, potem pisał i o mnie. Pisał też o folklorze mazurskim. Tu i ówdzie do swoich artykułów wstawiał gwarę mazurską. W Kalendarzu Ewangelickim na rok 1977 napisał: "Wprawdzie wielu księży uważało - a niektórzy trwają w tym przekonaniu do dziś - że przejście na Mazury to coś jak zesłanie, ale dla mnie było to spełnienia pragnienia powrotu na ziemię ojców. W młodzieńczej, gorącej głowie marzyły się wielkie sprawy, poświęcenie w działaniu dla ludu, tak ciężko doświadczonego przez historię. Minęły lata, przeżyłem wiele rozczarowań, ale moich Mazur - mimo nęcących propozycji - nie opuściłem."

Po prostu kochał mazurską krainę i starał się, by i dla innych ta przeszłość nie była obca. Miał temperament polemisty; o tym też mogłem się przekonać. Podchodził do rzeczy emocjonalnie, niekiedy "z mazurską przesadą". Wyrażenie "z mazurską przesadą" dotyczyło w XIX wieku według krytyków niemieckich Ferdynanda Gregoroviusa, kiedy scharakteryzował naturę mieszkańców Prus Wschodnich. Dla ks. konseniora Jerzego Otelli ważny był zarówno piszący po niemiecki pisarz i historyk sztuki Gregorovius, jak i ks. Jerzy Wasiański, autor popularnego wśród Mazurów kancjonału. Obaj przecież byli ściśle związani z Nidzicą i dla obu powinno być miejsce w pamięci współczesnych mieszkańców.

W latach późniejszych zaś, jak pamiętają to olsztyńscy historycy, niejednokrotnie ks. Jerzy Otello wdawał się w dyskusje na posiedzeniach Polskiego Towarzystwa Historycznego i na seminariach naukowych poświęconych przeszłości regionu. Gdy nastały czasy ożywienia - szesnaście miesięcy pierwszej Solidarności - krzątaliśmy się razem, wraz z innymi ludźmi, jak nieżyjący już prof. Bohdan Wilamowski i obecny dzisiaj wśród nas Wiktor Marek Leyk, wokół tego, by utworzyć Mazurskie Zrzeszenie Kulturalne. Byli w nim ludzie i z okolic Nidzicy i ze Szczytna. Na krótko przed stanem wojennym władze odmówiły rejestracji stowarzyszenia. W stanie wojennym możliwość działań była niewielka. Niemniej zawsze, także w Nidzicy, toczyły się dyskusje o tym, by te możliwości poszerzyć.

Ze swej natury ksiądz Jerzy Otello był społecznikiem. Troszczył się o parafian, ale widział potrzebę tworzenia szerszej więzi. Jego pasją stała się praca na rzecz całej społeczności lokalnej. Działał w Towarzystwie Ziemi Nidzickiej i w innych gremiach, zarówno chrześcijańskich, jak i świeckich. Przejawiały się też w tym Jego marzenia, aby współcześni mieszkańcy miasta i regionu z szacunkiem odnosili się do dawnych śladów życia, do kultury mazurskiej, do zapomnianego i bogatego dziedzictwa przeszłości. Właśnie w tym dziele pobudzania sumień i pamięci zbiegały się częstokroć Jego i moje drogi. Działo się to zarówno w Nidzicy, gdzie bywałem i z żoną, i z małymi wówczas dziećmi, jak i w moim rodzinnym Dobrzyniu, gdzie wspólnie z księdzem byliśmy na "złotych godach" u znajomych gospodarzy, jedynych, którzy żyli w tej wsi od przedwojnia. Te drogi były bliższe, także w Olsztynie, zwłaszcza w latach 1980 - 1981, kiedy wraz z innymi przyjaciółmi podejmowaliśmy - torpedowane wówczas przez władze - próby utworzenia Mazurskiego Zrzeszenia Kulturalnego.

Ksiądz Jerzy od 1952 r; pełnił swoją służbę duszpasterską w naszym regionie, od 1954 roku aż po czas emerytury był proboszczem Parafii Ewangelicko-Augsburskiej w Nidzicy, w kościele św. Krzyża. Ale życie tętniło też obok. Wielu pamięta prelekcje i spotkania, jakie organizował na plebanii oraz na nidzickim zamku, w tym i tę ostatnią imprezę z lipca 1992 r., wielce radosną i tłumną, będącą zwieńczeniem wcześniejszych zamysłów, aby w Nidzicy utworzyć galerię rysunku i grafiki zasłużonego artysty - pochodzącego z pobliskich mazurskich okolic Hieronima Skurpskiego. A potem wkrótce nastąpił nieszczęśliwy i tragiczny wypadek, po którym i Jego rodzina i On sam okazywali niebywały hart ducha, a nadzieja i wola życia przezwyciężyły śmierć. Zdawało się już, że wszystko jest możliwe i że wróci do pełni sił. Po latach udręki i nadziei, odszedł cicho. Swym cichym odejściem tym głośniej przypomina to, czym nas obdarzył.

Dojmujące doświadczenia, które by niejednego zmogły, dotykały księdza Jerzego i Jego dzielną rodzinę już wcześniej. Przed laty, także jesienią, odprowadzaliśmy na nidzicki cmentarz Jego syna Ryszarda, również księdza, młodego doktora nauk, który zginął w wypadku. Z mężnością znosił, podobnie jak Pastorowa, ból po tej niepowetowanej stracie. Była to strata Syna, ale też młodego, rokującego wielkie nadzieje naukowca, dla którego przedmiotem badań były Mazury. Wtedy mimo tragedii nadal starał się utrzymywać pogodę ducha. Można rzec, całe życie przeżywał z pasją. Uczył jej i obdarzał nią wielu ludzi - ciągle nie szczędząc sił, ciągle snując nowe plany.

Powiada się zwykle, że człowiek, który żył dla innych - nie całkiem odchodzi. W tym przypadku nie są to czcze słowa. Myślę, że każdy, kto się z Nim zetknął, zachował w pamięci postać duszpasterza i człowieka, który ukochał Mazury, a w Nidzicy przez lata czynił wiele, by parafii nadawać wciąż nowe życie, a dzięki swej dobroci i inicjatywom wskazywać innym, jak wiele mieszkańcy mogą zrobić wspólnie dla swojego miasta.

Erwin Kruk

Nidzica, 15 października 2006

 

 

Świadectwa pamięci

16 października 1996 roku zmarł ks. konsen. Jerzy Otello i został pochowany na cmentarzu w Nidzicy. W przededniu 10 rocznicy śmierci zasłużonego duszpasterza, który w latach 1954-1992 był proboszczem parafii nidzickiej, w niedzielę 15 października 2006 roku w ewangelickim kościele Św. Krzyża w Nidzicy odbyło się nabożeństwo wspomnieniowe. Uczestniczyli w nim wdowa po duchownym, pastorowa Pelagia Otello, córka Nelly z mężem, parafianie, przyjaciele, katoliccy mieszkańcy miasta z ks. dziekanem Tadeuszem Lewdarowiczem, władze samorządowe gminy i powiatu, przedstawiciele miejscowych instytucji i organizacji.

Nabożeństwo odprawił proboszcz ewangelickiej parafii, ks. Roland Zagóra, kazanie wygłosił bp Rudolf Bażanowski - zwierzchnik diecezji mazurskiej Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego w RP. Wystąpił chór parafialny oraz orkiestra miejska. Potem, obok bp. Rudolfa Bażanowskiego, który w kazaniu nakreślił sylwetkę duchową duszpasterza i jego umiłowanie ziemi mazurskiej, wspomnieniami podzielili się zarówno miejscowi, jak i goście: proboszcz nidzickiej parafii ewangelickiej ks. Roland Zagóra, katolicki ks. prałat Tadeusz Lewdarowicz, starosta nidzicki Stanisław Rabczyński, przewodniczący Mazurskiego Towarzystwa Ewangelickiego Erwin Kruk, prezes Towarzystwa Ziemi Nidzickiej Witold Zagożdżon, prof. Manfred Lorek w imieniu koła Macierzy Cieszyńskiej przy Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim w Olsztynie, a także pełnomocnik Marszałka Województwa ds. mniejszości narodowych i etnicznych Wiktor Marek Leyk, który spotkał ks. Otellę i znalazł się pod jego wpływem 33 lata temu, gdy jako młody człowiek podjął w Nidzicy pierwszą pracę jako nauczyciel, oraz profesor Janusz Małłek, historyk Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu, który podzielił się wspomnieniami o swym starszym bracie Ryszardzie, studiującym na Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej w tym samym czasie, co ks. Jerzy Otello i podczas studiów mieszkającym z nim w jednym pokoju.

Po nabożeństwie, przy jesiennej łaskawej pogodzie, zebrani przeszli za kościół, na plac, który uchwałą rady miasta otrzymał nazwę: "Plac im. ks. Jerzego Otello". Tablicę na kamiennym murze, specjalnie do tego celu wybudowanym, odsłoniła pastorowa Pelagia Otello. Słowem Bożym poświęcili to miejsce ks. bp Rudolf Bażanowski i ks. Roland Zagóra. Potem uczestnicy uroczystości wspomnieniowych udali się na cmentarz komunalny w Nidzicy, by pochylić głowy nad grobem rodzinnym Otellów, gdzie obok ks. Jerzego spoczywają jego rodzice i syn Ryszard, zmarły tragicznie młody duchowny i naukowiec. Po chwili zadumy, po zapaleniu świateł pamięci i modlitwie, nastąpił powrót na plebanię kościoła Św. Krzyża. Tam panie z parafii wraz z pastorową przygotowały posiłek, a przy kawie i ciastach jeszcze długo toczyły się rozmowy i wspominki.



KARTKI MAZURSKIE, Październik 2006, Nr 10 (40) Rok VII. Red. E.K
Biuletyn Mazurskiego Towarzystwa Ewangelickiego.
Adres: 10 - 026 Olsztyn, ul. Stare Miasto 1,
tel. + 48 89 527-22-45
Konto: PKO BP II/0 Olsztyn 93 1020 3541 0000 5002 0091 1180
http://diec.mazurska.luteranie.pl/pl/mte.html
http://www.mtew.prv.pl


Powrót do poprzedniej strony
Wydrukuj stronę

(c) 2006 - Diecezja Mazurska KEA w RP - diec.mazurska@luteranie.pl